Od półtora roku usiłowałam ustalić termin odbycia czwartego tygodnia Ćwiczeń duchowych, ale zawsze coś bardziej pilnego nie pozwalało mi na to. Ostatecznie zapisałam się na konkretny termin do Domu Rekolekcyjnego w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie zawsze otrzymuję to, co najważniejsze – mądrość w wierze. Nie było mi łatwo zostawić wszystkie moje sprawy rodzinne i zawodowe. Trudności były tak duże, że rozważałam znów inny termin rekolekcji.  Pojawiły się kłopoty ze zdrowiem, spiętrzenie spraw w pracy i wreszcie wypadek samochodowy i pytanie, czym pojadę? Ostatecznie udało mi się pokonać wszystkie trudności i Mszą św. rozpoczęłam rekolekcje. Przyjechałam na rekolekcje z pewnymi oczekiwaniami. Po uszy tkwiłam w problemach i kłopotach, z którymi sobie zupełnie nie radziłam. W dodatku straciłam zupełnie dystans do swoich problemów i siedziałam prawie na gruzach swojego życia. Pracy zawodowej miałam więcej niż mogłam wykonać, rosły mi zaległości. Moja ambicja podpowiadała mi, że muszę zrobić i załatwić wszystko za każdą cenę. Moje małżeństwo było w rozsypce, problemy z córką też nie były łatwe, tym bardziej, że mieszkamy wszyscy razem a relacje między nami nie są najlepsze. Pojawiły się problemy ze zdrowiem u mnie i u córki oraz problemy wychowawcze z dziećmi. Tak bardzo byłam przejęta swoimi sprawami, że trudno było mi dostrzec działanie Boga w moim życiu. Łzy i swoje scenariusze wyjścia z sytuacji, w której tkwiłam dominowały. Płynęły godziny i dni rekolekcyjne, a ja nie umiałam usłyszeć głosu Jezusa. Nieustannie prosiłam o łaskę spotkania Jezusa w tych mrocznych chwilach swojego życia. Wiedziałam, że nie jestem w stanie wyjść z tych trudnych sytuacji o własnych siłach. Za radą kierownika duchowego przestałam sama układać plany wyjścia z kłopotów i powoli zaczęłam wchodzić w ciszę i modlitwę. Spacery w ogrodzie pełnym zieleni, słońca i kwiatów były jak zapowiedź nadziei. Mijały kolejne dni pełne ciszy i coraz większego spokoju, który mnie ogarniał. Obraz Jezusa Zmartwychwstałego stojącego na brzegu był dla mnie szczególnie bliski. Byłam w łodzi szarpanej przez fale razem z Janem i Piotrem. Tak, jak Piotr bardzo pragnęłam jak najszybciej znaleźć się blisko Jezusa. Już wiedziałam, że kręcę się nieustannie wokół siebie i nie widzę tego, co najważniejsze. Wiedziałam, że odnalazłam swoją drogę, którą kolejny raz zgubiłam. Z tym obrazem kończyłam rekolekcje i wyjeżdżałam z Domu Rekolekcyjnego. Trudno było wrócić do domu i wejść w te same trudne sprawy. To jak lądowanie samolotu, czuje się bardzo wyraźnie uderzenie o płytę lotniska. Ale obraz który miałam w sercu dodawał mi siły. Zaczełam od spojrzenia na problemy z dystansem. Nie pisałam scenariuszy, ufałam, modliłam się i wiedziałam, że Jezus Zmartwychwstały jest ze mną i że idę w dobrą stronę. W notesach, kalendarzach, notatkach pisałam to, co podpowiadało mi serce i Jezus Zmartwychwstały, stojący na brzegu. Celem mojego życia jest zbawienie duszy, cały czas uczę się kochać siebie i innych, pracuję uczciwie dla Boga. Napięcie i stres, który odczuwałam każdego dnia jest znacznie mniejsze, uśmiecham się częściej, szczególnie jak przypomnę sobie obraz Jezusa stojącego na brzegu i widzę siebie, jak razem z Piotrem płynę do Niego.

Anna