Na rekolekcjach ignacjańskich byłam już kilka razy, w różnych miejscach Polski i innych domach Ojców Jezuitów. Wszędzie od wejścia, jako uczestnicy rekolekcji, dostawaliśmy klucz i karteczkę do ręki i mieliśmy sobie radzić.

Natomiast w Czechowicach Dziedzicach, Domu Świętego Józefa, grupa osób która uczestniczyła w fundamencie i ja, wśród tego grona, spotkaliśmy się z miłym przyjęciem nas. Oprócz klucza i kartki, otrzymaliśmy życzliwość, zainteresowanie i stałą opiekę Ojca prowadzącego.

Ojciec okazał się prawdziwym Gospodarzem domu, a nie tylko przedstawicielem bezdusznej instytucji. Moje pozytywne odczucia, potwierdziły również inne osoby, składając mu podziękowania na zakończenie rekolekcji. Zmieniło to trochę moje patrzenie na Ojców Jezuitów, jak na sztywnych, zimnych zakonników i „Ojców” tylko z nazwy. Cieszę się że Bóg zmienia moje myślenie.

„Ojciec” który dba i troszczy się o swoją „rodzinę rekolekcyjną”. Dopiero taki obraz, pozwolił mi się otworzyć na zaufanie, szczerość i otwartość, wpierw sama przed sobą.

Wiedziałam, że jeśli zdecydowałam się na fundament, to będzie to duży wysiłek duchowy.

Porównałam to sobie do fizycznej pracy konserwacji fundamentu domu. Ogromny wysiłek przy odkopywaniu fundamentu domu, wykonywaniu izolacji, ocieplenia, odwodnienia terenu i całej reszty. Nie pomyliłam się co do swoich przypuszczeń.

Przez konferencje O. Kazimierza, Jezus sięgał aż do mojego dzieciństwa. Pokazywał mi sytuacje w których nie przebaczyłam sobie i innym. Nie pogodziłam się z tym co mnie spotkało. W konsekwencji, ciągle żyłam w lęku, zamknięta w sobie i nieco nieufna względem ludzi.

O wielu sytuacjach z przeszłości już zapomniałam, a o kilku, nie chciałam nawet pamiętać.

Wyparłam ze świadomości to, co było trudne i bolesne dla mnie. Jednak przez konferencje i wprowadzenia do modlitwy, Bóg zaczął odsłaniać moje ukryte i chore miejsca.

Uciekałam wtedy na modlitwę do kaplicy Św. Józefa. Mimo że miejsce Patrona domu, napawało mnie chłodem ducha, bijącym ze szarych i ponurych ścian, całego chłodnego wystroju kaplicy, to jednak przy Św. Józefie czułam się bezpiecznie, jak mały Jezus, na Jego ręku. No cóż, Św. Józef jest cichy i pokorny sercem i przyjmuje wszystko co Mu dajemy.

To kolejne doświadczenie troskliwego i wrażliwego Ojca, w postaci Świętego Józefa, dało mi siłę i odwagę do stanięcia w prawdzie przed Bogiem i sobą w spowiedzi świętej.

Od dzieciństwa, przez tyle lat, szatan trzymał mnie w świecie doznanych krzywd i w nie przebaczeniu, sobie i innym. Dopiero teraz, na rekolekcjach fundamentu, całe dzieło szatana, które zbudował w moim życiu-runęło.

To był bardzo bolesny moment prawdy w sakramencie pojednania z Bogiem, ale wyzwalający. Lęk, strach, brak zaufania i nie przebaczenie z przeszłości, przestało mną rządzić. Wolność ma smak radości i szczęścia wewnętrznego, którego doświadczyłam i nadal doświadczam.

Gdy teraz patrzę z perspektywy miesiąca czasu, który upłynął od rekolekcji, to jestem przekonana, że Bóg postawił mi dwóch prawdziwych Ojców duchowych-O. Kazimierza i Św. Józefa. Dzięki Nim, Jezus doprowadził mnie do przebaczenia, pojednania się z przeszłością a w konsekwencji, do prawdziwej wolności ducha.

Za smak życia, który otrzymałam w Domu Św. Józefa-DZIĘKUJĘ.

Spełniły się słowa, które dotarły do mnie z ostatniej medytacji, w przeddzień zakończenie rekolekcji

:” Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?”. J 11,40.

Również słowa, Ojca prowadzącego,  znalazły stu procentowe wypełnienie w moim życiu.

Jak powiedział:” Kto nie pamięta swojej przeszłości, ten jest skazany na jej powtarzanie”.

Chciałam zapomnieć o bólu z przeszłości a pomnażałam go przez parę dziesiątków lat.

Teraz jednak, DZIĘKUJĘ ZA WOLNOŚĆ

S. Anna