Złapałam myśl przelotną,
co jak mgiełka wiosenna ukryć się chciała,
by być niezauważoną.
„Gdzie jest mój Pan, mój Oblubieniec?
Gdzie schował się przede mną?
Gdzie słychać Jego głos, gdzie postać Jego piękna?”
Nie widzę Jego twarzy, jak patrzeć w Jego oczy…?
Gdzie serce me ukoję…?
Czy tak być miało…?
Niepomna na obietnice – co z zapachem i kolorami czerwca przeminęły – miast cieszyć się – i strzec jak matka dziecię – każdej chwili z Tobą,
jam wśród pagórków hasała beztrosko,
jak orzeł wśród szczytów chciała w przestworzach wolna szybować…
A dziś te pagórki i szczyty są mi sędziami i twierdzą okrutną być wolą.
Więzić i dręczyć nie przestają…
Ileż jeszcze cierpieć muszę?
Ile płaczu, łez wyleję?
Gdzie żeś mój Oblubieńcze?
Utęskniony, czekany świtem bladym?
Już Cię prawie widzę, wybiegam naprzeciw, radośnie wypatruję zza rogu…
A to tylko moja tęsknota
co jedną złudą się zdała…
Jutro o świcie znów w gorączce wstanę, by marzyć o łasce, mój Panie.
Aż wreszcie, gdy szczęsna chwila przyjdzie,
objąć Cię i trwać całą wieczność – nagrodą będącą.
Na zawsze!

Marta, III Tydzień ĆD
Czechowice-Dziedzice
13.11.2012 r.