Św. Ignacy Loyola a pomoc ludziom doświadczajacym skrupułów

Św. Ignacy Loyola doświadczył w szczególny sposób skrupułów w Manresie. Był to czas jego wewnętrznego oczyszczenia. Wtedy właśnie przeżywał taki stan, jaki dokładnie zapisał w czwartej uwadze Reguł o skrupułach. Zauważa on, że kiedy „dusza nie zgadza się na istnienie w sobie grzechu śmiertelnego ani powszedniego, ani nawet jakiegoś pozoru grzechu dobrowolnego”, wtedy szatan zaczyna atakować (ĆD 349). W jego przeżyciach było jednak coś więcej. Miał on jedno bardzo mocne pragnienie: „dokonywać tych wielkich dzieł i czynów zewnętrznych”, jakie realizowali wielcy święci, chciał ich nawet w tym prześcignąć (OP 14). Te dwa elementy – pragnienie zbliżania się do Boga i tendencja do kierowania się ambicjami – będą przeplatały się w naszej analizie jako elementy natury psychicznej wykorzystywane przez szatana, by rozbijać i niszczyć, a przez Pana Boga, by uszlachetniać i prowadzić stale wyżej.

 

Czym są skrupuły[1]

 

Łacińskie słowo określające skrupuł ma wiele znaczeń. Oznacza najpierw kamyczek, który gdy wpadnie do buta, powoduje duży ból. Skrupuł to także mały odważnik używany do ważenia. Im bardziej dokładna waga, tym subtelniejszych potrzeba odważników. Ugniatający kamień powoduje cierpienie, a wspomniana waga kojarzy się z oceną sumienia, które może być mniej lub bardziej wrażliwe, wskutek czego osoba może doświadczać wielkiego zamieszania.

Należy zaznaczyć, że delikatne sumienie nie jest przyczyną skrupułów – nie oznacza sumienia skrupulanckiego. Wyraźnie możemy obserwować to u pierwszych Ojców pustyni. Mieli oni bardzo delikatne, ale nie skrupulanckie sumienie. Wspomnijmy choćby św. Antoniego, Makarego czy Pachomiusza, którzy nie doświadczali skrupułów. Zapewne dlatego, że byli całkowicie szczerzy i otwarci przed swoimi ojcami duchowymi, wszystko im zawierzając. Kiedy ktoś jest zupełnie otwarty, trudniej o wchodzenie w skrupuły.

Fakt przeżywania skrupułów przez Ignacego Loyolę wskazuje, że zdrowe przeżywanie grzechu, oparte o medytacje pierwszego tygodnia Ćwiczeń duchowych, przerodziło się w odczucie niezdrowego poczucia winy, lękliwego doświadczania grzechu i wreszcie w rozbicie nerwowe. Wiemy, że skrupuły często łączą się z takimi problemami, jak fobie, obsesje czy nerwice. Ignacy nie znał przemyśleń psychologicznych odnośnie do ludzkiej psychiki. Jego obserwacje w tej materii dotyczyły więc pewnych kategorii osób: takich, które – jak stwierdza – „doświadczają skrupułów przez jakiś, określony czas”, i takich, „które oddają się ćwiczeniom duchownym” (ĆD 348). Oczywiście nie wszyscy, którzy odprawiają Ćwiczenia, są doświadczani przez skrupuły. Gdyby jednak tak się stało, trzeba im przedstawić i wytłumaczyć Reguły o skrupułach.

Już w XVI wieku nie tylko potrafiono odróżnić skrupuły, które przynoszą „niemały pożytek duszy”, od skrupułów, „które go nie przynoszą”, ale także próbowano walczyć z tymi ostatnimi. Dotykając przyczyn ich powstawania, odnajdywano je w działaniu różnych duchów, ale także w niedojrzałości sfery emocjonalnej.

Rozróżnienie pomiędzy skrupułami okresowymi a skrupułami wynikającymi z problemów związanych z niedojrzałością emocjonalną wprowadza nas w trudną tematykę rozumienia bardzo złożonych sytuacji ludzkich, co do których św. Ignacy miał proste spostrzeżenie: „Ten, kogo ogarnęło strapienie, powinien sobie uświadomić, że Pan go zostawił na próbę o własnych siłach, by się opierał różnym poruszeniom i pokusom nieprzyjaciela. Może się im bowiem oprzeć z pomocą Bożą, która go zawsze wspiera, chociaż wyraźnie tego nie odczuwa” (ĆD 320).

Nie można powiedzieć, że Bóg jest przyczyną skrupułów, ale że je dopuszcza i „w dużym stopniu oczyszcza i obmywa taką duszę, odsuwa ją bowiem od jakiegokolwiek pozoru grzechu” (ĆD 348). Ignacy wierzy głęboko w moc Pana, którą dzieli się On z duszą przeżywającą próbę. Bóg może poddać nas próbie, byśmy lepiej zrozumieli, jak ważny jest On w naszym życiu, i dobrze ocenili konieczność Jego łaski oraz uświadomili sobie, że nigdy w tym stanie nie braknie nam łaski koniecznej do zbawienia wiecznego (por. ĆD 320, 324). W sytuacji przeżywania skrupułów człowiek doświadcza czegoś więcej niż tylko „zmniejszenia zapału duszy i wielkiej miłości” (ĆD 320). Św. Ignacy wspomina o tym, rozważając strapienie duchowe.

Osoba przeżywa taki stan uczuciowy i duchowy, który może prowadzić do beznadziei, a nawet do myśli samobójczych. Doświadczył tego sam Święty w Manresie. Tym, co w przeżywaniu skrupułów jest trudniejsze i bardziej bolesne, jest fakt, o którym św. Ignacy wspomina bardzo wyraźnie – szatan pewne przeżycia „posuwa aż do krańcowości, żeby człowieka bardziej zaniepokoić i zamieszać” (ĆD 349). Oznacza to, że walka szatana z człowiekiem jest bezwzględna. Z drugiej strony, Ojciec Ignacy jest przekonany, że atakowany może się im oprzeć „z pomocą Bożą, która zawsze go wspiera”, że „może oprzeć się wszystkim wrogom, czerpiąc siły od Stwórcy i Pana” (ĆD 320, 324).

Według Ignacego Pan może wystawić człowieka „na próbę o własnych siłach, aby się opierał różnym poruszeniom i pokusom nieprzyjaciela” (ĆD 320); ale w wypadku przeżywania skrupułów istnieje coś więcej. Skrupuły to nie tylko brak pocieszenia, ale to stan zamieszania i osłabienia osądu rozumu, na skutek którego osoba jest bliska wyczerpania. Dla Ignacego sprawą najbardziej bolesną staje się to, że przeżywanie skrupułów dotyka sumienia, które i tak jest przewrażliwione i delikatne, a nieprzyjaciel „stara się, żeby tę delikatność posunąć do krańcowości, żeby człowieka bardziej niepokoić i zamieszać” (ĆD 349). Można też powiedzieć, że sumienie permisywne, szerokie, nie odczuje cierpień związanych ze skrupułami, natomiast osoba, „która chce postępować w życiu duchowym” (ĆD 350), zamiast doświadczyć wewnętrznej pomocy i pocieszenia, przeżyje zamieszanie, obsesje i stany fobii. Tajemnicą pozostaje więc fakt, że dla naszego oczyszczenia często potrzeba przeżycia skrupułów. A to, jak widać, jest bardzo bolesne i niezwykle trudne.

 

Doświadczenie skrupułów w pierwszym i drugim tygodniu Ćwiczeń duchowych

 

Zacznijmy od treści stanowiących serce pierwszego tygodnia Ćwiczeń. Z jednej strony, paradoks wejścia w przeżywanie grzechu polega na tym, że proces wyzwolenia ze zła łączy się z pełnym zaangażowania przeżyciem go na płaszczyźnie uczuciowej. Ignacy proponuje odprawiającemu, aby przeżył i dokładniej odczuł „brzydotę i przewrotność” grzechu (ĆD 57), a także związane z tym nieuporządkowanie wewnętrzne człowieka. Ignacy w tym kontekście kładzie akcent na śmierć, sąd i piekło jako konsekwencje grzechu. To pragnie doświadczenia serca pokornego i skruszonego (Ps 51, 19). Z drugiej zaś strony, doświadczenie to niesie w sobie niebezpieczeństwo wejścia nie tyle w autentyczne przeżycie religijne, ile w poczucie winy czy wręcz nerwicę obsesyjną.

Autor Ćwiczeń w pierwszym tygodniu radzi „przywieść sobie na pamięć wszystkie grzechy życia, przeglądając rok za rokiem albo okres za okresem” (ĆD 56). Ćwiczenie to nie jest proste, ponieważ w jego życiu doprowadziło go do nienawiści w stosunku do siebie samego (masochizm). Więcej, doświadczenie to spowodowało, że „przyszło mu wiele wycierpieć z powodu skrupułów” (OP 22). Mimo że odbył bardzo dokładną, starannie przygotowaną na piśmie spowiedź generalną w Montserracie, odczuwał, że nie żyje w prawdzie i ustawicznie męczył się świadomością, że nie wyznał wystarczająco dokładnie swoich grzechów. Niejako przeżywał siebie jako: „ranę jakąś i wrzód, z którego wypłynęło tyle grzechów i tyle złych czynów oraz taki wstrętny jad” (ĆD 58).

Zaczął więc Ignacy szukać kierowników duchowych, którzy pomogliby mu wyzwolić się ze skrupułów. Wreszcie znalazł jednego idealnego: spowiednik, doktor, kaznodzieja w kościele katedralnym, jak sam powiedział, człowiek bardzo duchowy. Ten polecił mu napisać wszystko, co mógł sobie przypomnieć ze swego życia. „Zrobił to – jak czytamy w Opowieści Pielgrzyma– ale po spowiedzi znów nachodziły go skrupuły i za każdym razem bardziej drobiazgowe, tak iż był bardzo udręczony” (OP 22). Ignacy wskazuje tu na ludzką niemożność wyzwolenia ze skrupułów, nawet gdy pomagają w tym najlepiej przygotowani spowiednicy. Zauważmy, że on sam utrudnił sobie pomoc, gdyż nie zasugerował spowiednikowi, by zakazał mu wracać do przeszłości i różnych szczegółów z życia, choć taką myśl nosił w sobie.

Skutki tego były łatwe do przewidzenia – zaczęły go nawiedzać myśli samobójcze, pojawiły się też inne oznaki głębokiej depresji. To wszystko św. Ignacy przeżywał w związku z rzeczywistością grzechu. Ustawicznie czuł się winny, a zarzucał sobie przewinienia, których w ogóle nie popełnił. Nikt nie był jednak w stanie mu pomóc.

Spróbujmy przedstawić, co od strony psychicznej przeżywał autor Ćwiczeń w ustawicznym czuciu się winnym?

 

 

 

Więzień własnego narcyzmu

 

Ignacy w owym czasie był sługą nie Boga, ale własnego narcyzmu, z czego oczywiście nie zdawał sobie sprawy. Był niejako na uwięzi skrajności: Boga widział jako karzącego, a siebie jako godnego tylko odrzucenia i potępienia. Peter-Hans Kolvenbach SJ w jednym ze swoich wystąpień zauważa, że narcyzm ten wyraża się nawet w języku, którego używa, a który koncentruje go na sobie. W Ćwiczeniach pojawiają się zwroty typu: mówić sobie, analizować siebie, oskarżać siebie, żądać od siebie zdania sprawy. Z psychologii wiemy, że osobowości skłonne do doświadczania skrupułów mają silną tendencję do użalania się nad sobą. Nierzadko wolą zamykać się w swoich cierpieniach i pogłębiać niezdrowe poczucie winy, niż wejść w wymagający proces wychodzenia z trudności.

Osoby przeżywające skrupuły muszą przekonać się, że matematyczne wyliczanie grzechów prowadzi tylko do coraz większego zmęczenia i zamieszania. Mają zrozumieć, że trzeba im wyznać prawdę o sobie, a nie dokładną ilość popełnionych czynów, gdyż prowadzi to do odkrycia zupełnie innej perspektywy. Skrupulat musi zadowolić się ogólnym wyznaniem win czy grzechów i zostawić Bogu sąd nad nimi. Nie dano człowiekowi i ludzkości innego Zbawiciela niż Jezus (por. Dz 4, 12), a wszelkie inne idee dotyczące zbawienia są czystą iluzją. Pozostaje nam przyjąć jedynie to zbawienie, które przychodzi od Boga. Jeśli osoba zrozumie, że jej wina i grzechy zostały wyznane przed Kimś, kto ją zawsze i na wiele sposobów kocha i kto nie wymusza niekończącego się powtarzania ich, wtedy niejako automatycznie znika pełna napięcia potrzeba powracania do grzechów.

 

Droga prowadząca do pokoju

 

Ignacy w oparciu o własne doświadczenie jako lekarstwo na skrupuły proponuje „rozmowę o miłosierdziu” (ĆD 61). W wypadku niezdrowego poczucia winy człowiek stoi przed całkowitą niemożnością zapłacenia olbrzymiego długu, którego wysokości nie może nawet określić. Staje się to niemożliwe, ponieważ osoba nie przyjmuje, że Ten, z kim winna się rozliczyć, przebacza, zapomina i darzy ją niepojętą i darmową miłością. To doświadczenie, które usuwa chorobliwe poczucie długu, rodząc pokój i wdzięczność. Ignacy radzi więc: „rozważać i składać dziękczynienie Bogu naszemu Panu za to, że dał mi życie aż do dnia dzisiejszego” (ĆD 61). Aktywnie przyjąć życie – swoje życie – to wyjść z beznadziei, wejść w doświadczenie uzdrowienia i zobaczyć swoją przyszłość, a nie trwać w niszczącej przeszłości czy w rozpamiętywaniu ran i braków. Sytuacja taka nie niszczy już psychiki dzięki pojednaniu z sobą samym. Pojednaniu, którego źródłem staje się uspokajające duszę miłosierdzie Boże (por. ĆD 350). To podstawowe prawdy, które św. Ignacy zawarł w pierwszym tygodniu swoich Ćwiczeń.

Przeżywanie drugiego tygodnia Ćwiczeń może także łączyć się z doświadczaniem skrupułów. Ignacy, wierny wezwaniu Chrystusa, naszego Pana i Króla Odwiecznego, pragnie zaangażować się całym sercem i odznaczyć się w Jego służbie (por. ĆD 97). Już w Manresie zaczął nowe życie, pragnąc naśladować życie świętych i przewyższać ich nawet w gorliwości. To pragnienie dokonywania heroicznych czynów wyrażało i kształtowało zasadniczy rys jego relacji z Bogiem.

 

Oceniać siebie tylko według własnej miary

 

Ignacy przeżywa siebie według następującej zasady: rozumiem i oceniam siebie tak, jak siebie widzę. Zasada ta powraca niekiedy w Ćwiczeniach: widzieć siebie jako niegodnego sługę w kontemplacji o Narodzeniu (por. ĆD 114) czy widzieć siebie jako godnego nagany rycerza (por. ĆD 94). Oczywiście w św. Ignacym dokonała się olbrzymia przemiana. Z człowieka światowego stał się wielkim ascetą. Odrzucił zupełnie dawny styl życia – dworskie stroje i maniery. Zaczął żyć duchem wewnętrznej dyscypliny i wielkiego umartwienia. Mimo to pozostaje niewolnikiem logiki zajmowania się sobą, logiki odznaczenia się w tym, co jest widzialne i wymierzalne. Ignacy żył sprawami, których „pragnął dokonać później” (OP 7). Przeżywając te treści, bezwiednie w centrum swojego zainteresowania stawiał siebie samego. W Manresie heroiczna identyfikacja z wyidealizowanymi wzorami doprowadziła go do przesady. Co do postów praktykował je gorliwiej niż zalecała reguła św. Franciszka z Asyżu (por. OP 14, 19).

Trzeba zauważyć, że mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem wyraźnej, choć subtelnej koncentracji na sobie. Można by powiedzieć, że Ignacy skupiony jest nie tylko na sobie, ale chce być podziwiany przez innych, zajmując się przy tym bezmyślnym naśladowaniem świętych. Na tej drodze pragnienie Ignacego, by stać się doskonałym przeradza się w obsesję bycia doskonalszym niż wzorce, jakie spotyka.

 

Niszczący perfekcjonizm

 

Doprowadziło to jednak do tego, że sprawdziła się na nim następująca prawda: „Jeżeli [dusza] jest delikatna, nieprzyjaciel stara się, żeby tę delikatność posunąć do krańcowości, żeby ją bardziej niepokoić i zmieszać” (ĆD 349). Absurd takiej sytuacji polega na tym, że człowiek, szukając doskonałości i nie będąc z siebie zadowolony, odrzuca wszystko, co nie odpowiada jego idealnemu obrazowi siebie i – najprawdopodobniej podświadomie – staje się istotą żyjącą na poziomie ducha, odrzucając wymiar uwarunkowań cielesnych i swoich osobistych ograniczeń.

W tym kontekście św. Ignacy wchodzi w świat skrupułów, które zamykają go w diabelskim kręgu przymusów i lęków. W konsekwencji doprowadza to do tego, że odeszła od niego wszelka duchowa pociecha, a nieprzyjaciel coraz bardziej podsuwał „pozorne racje, zawiłości i nieustanne podstępy” (ĆD 329). Te doświadczenia zostały opisane w Opowieści Pielgrzyma, jako „ogarnięcie przez niesmak do życia, które prowadził, oraz gwałtowna chęć, aby je porzucić” (OP 25). Jego neurotyczna tendencja do perfekcjonizmu była tak wielka, że jedynym wyjściem z tej sytuacji, jaką widział, było samobójstwo: „nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby rzucić się w dół przez wielki otwór, który był w jego pokoju blisko miejsca, gdzie zwykle się modlił” (OP 24).

 

Dar duchowej wolności

 

„I spodobało się Panu, że obudził się jakby ze snu. […] I od tego dnia był wolny od swoich skrupułów, mając równocześnie tę pewność, że to Pan nasz zechciał go w swym miłosierdziu od nich uwolnić” (OP 25).

Oto Ignacy jakby obudził się ze snu. Zdaje sobie sprawę z tego, że ta obsesja – płynąca z jakiejś wyobrażeniowej mocy – trzymała go w zamknięciu. Zobaczył, że skrupuły były jednym z objawów działania ducha ciemności. Od tego momentu zaczął wchodzić w światło Prawdy. Wyznaje z prostotą, że „w tym czasie Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go” (OP 27). Poczuł się jak nowo narodzony człowiek, już nie męczony przez swoje wyobrażenia modeli świętości, a prowadzony przez Boga, który działał w jego sercu i który chciał go uzdrowić i wybawić od wszystkiego, aby go przygotować do „pomagania duszom”, co stało się centralną ideą Konstytucji Towarzystwa Jezusowego.

 

 

Fałszywe lustro perfekcjonizmu

 

Skrupuły wskazały silną tendencję do koncentracji na sobie, wprowadziły go jeszcze bardziej w nią i stały się zarazem niejako lustrem, w którym mógł kontemplować swoją doskonałość. Doskonałość, która wykluczała ludzkie słabości i braki. Raz wyzwolony z tej koncentracji, Ignacy nauczył się drogi, którą jest Jezus Chrystus – Syn Boga niewidzialnego, wzywający każdego, aby poszedł za Nim. jest to jednak bardzo wymagające. Odtąd modelem świętości według Ignacego jest pielgrzymowanie, a jedyną Drogą, po której kroczymy – sam Jezus Chrystus.

Takie ustawienie formacji i doskonałości rodzi się z życia św. Ignacego. Widać w nim, jak niebezpieczne są projekty świętości z góry ustalone, modele statyczne formacji, subtelne koncentracje na sobie, szukanie owoców będących wynikiem jedynie własnych wysiłków. Tym, co przeżył jako najdroższe i najważniejsze dla jego życia, było pragnienie bycia przyłączonym do Syna Ojca Przedwiecznego. Oto zadanie i meta życia, kres działania i kroczenia bez pewności, ku czemu podążamy. Optyka ta zakłada jednak zgodę na istnienie własnych braków. Czym w tym kontekście są ludzkie słabości? Po co te wysiłki, by poznać i wyznawać w sakramencie pokuty najmniejsze niedoskonałości, do czego popychał największy nieprzyjaciel natury ludzkiej?

Ignacy – pozostając stale uważny i rozeznający – odchodzi od niszczycielskiego narcyzmu i niezdrowego zainteresowania sobą. Całe swe spojrzenie kieruje ku Chrystusowi, chcąc wsłuchiwać się w Jego Boską wolę. Ona staje się jego jedyną pasją i przeobraża go z człowieka skrupułów w pielgrzyma kroczącego po drodze Mistrza.

 

 

 

Sugestie pomocne w towarzyszeniu osobom z problemami skrupułów[2]

 

Wspomnieliśmy, że skrupuły mogą być dopustem Boga, który tym sposobem pragnie wznieść człowieka na wyższy poziom spotkania ze sobą samym i z Nim. Tak zapewne było w przypadku św. Ignacego. Nas interesuje przeżywanie skrupułów związane z niedojrzałością emocjonalną osoby, z której to niedojrzałości mogą zrodzić się skrupuły. Wiemy, jak wiele zależy od dojrzałości emocjonalnej osoby. Łaska buduje na naturze, zakłada ją i nie pomija jej. Bóg liczy się z prawami, jakie złożył w człowieku.

W rozważaniach o sumieniu wyróżnia się sumienie moralne i emocjonalne. U skrupulantów to pierwsze zostało zawładnięte przez drugie. Sumienie emocjonalne powoduje, że osoba metrykalnie dorosła ocenia błędnie swoje czyny. Sprawdzonym sposobem wyjścia z tej niedojrzałości jest pomoc w wejściu skrupulanta w proces podejmowania własnych decyzji. Spowoduje to inne widzenie siebie i swoich czynów moralnych. Konieczne do tego jest jednak mądre towarzyszenie duchowe, a ze strony skrupulanta całkowita szczerość i otwarcie przed osobą towarzyszącą.

W tym ujęciu wychodzenie ze skrupułów jest uwalnianiem skrupulanta od ciążącego na nim sumienia emocjonalnego poprzez kształtowanie samodzielnej postawy życiowej, poprzez podejmowanie odpowiednich decyzji. By mogło się to dokonać, skrupulant musi najpierw zrozumieć swój stan. Ma on zrozumieć, że doświadczane wyrzuty sumienia są najczęściej przejawem nerwicy. Gdy skrupulat boleje nad odczuwaną niewiernością Bogu, tak naprawdę niewierności tej nie popełnił on. Człowiek bowiem nie dotyka w swych odczuciach materii grzechu, ale doświadcza niepokoju płynącego z niezrozumienia tego, czego doświadcza.

Wynika stąd, że metą, ku której ma podążać skrupulant, jest poszukiwanie dojrzałości emocjonalnej, która może być zdobywana głównie poprzezpodejmowanie samodzielnych decyzji. Ta problematyka jest dla niego najtrudniejsza. Człowiek bowiem woli użalać się nad sobą, niż kroczyć ku osobowej dojrzałości. Będzie to niemożliwe bez towarzyszenia mu tak na poziomie psychicznym, jak i duchowym. Zakłada to otwarcie i zaufanie wobec osób towarzyszących, ale także odwagę ryzyka, by iść swoją drogą, niejako wbrew odczuwanym stanom emocjonalnym. Wolność, jakiej człowiek pragnie, zakłada samodzielność w decydowaniu.

Zdolność do brania odpowiedzialności za siebie i za swoje decyzje zakłada świadomość, że osoba skrupulanta w swojej historii osobistej doświadczyła czegoś, co osłabiło czy wręcz rozbiło jej życie emocjonalne. Głównie chodzi tu o jej stosunek do figur autorytetu oraz o niedoświadczanie akceptacji i miłości, co zrodziło skoncentrowanie się na lęku. Wynika z tego między innymi widzenie Boga jako jedynie karzącego sędziego, niedopuszczającego żadnego błędu i wymagającego życia absolutnie nieskalanego. Rodzi to odejście od Boga miłości i miłosierdzia, prowadząc do życia pełnego lęku i ciągłego niepokoju.

Objawia się to na wiele sposobów, między innymi w traumatycznym poczuciu winy i przeżywaniu sakramentu pojednania. Sakrament ten odczuwany jest jako środek karania, potępiania i samokarania. Słuszne pragnienie doskonalenia się przeradza się w dobijający perfekcjonizm, który bezwiednie staje się obroną przed doświadczanym lękiem. Rodzi to coraz większe dążenie do niepozwalania sobie na najmniejszą nawet pomyłkę, co oczywiście jest niemożliwe na tej ziemi. To, że człowiek myli się, nie oznacza, że jest potępiony, godny odrzucenia i pozbawiony wartości. Więcej, człowiekowi wolno się mylić, gdyż wynika to z jego upadłej i naznaczonej grzechem natury. Ponieważ skrupulant żywi w sobie pragnienie bezgrzeszności, wręcz niezdolności do popełnienia grzechu, a codzienne życie pokazuje mu coś zupełnie przeciwnego, żyje on w stanie ustawicznej frustracji.Rodzi to nienawiść do siebie i chęć samokarania, a to z kolei prowadzi do ustawicznego zamieszania, które objawia się właśnie w skrupułach.

Dotykamy tutaj dwóch rzeczywistości: grzechu, który w skrupułach zdaje się wychodzić na pierwsze miejsce, oraz niedojrzałości emocjonalnej, której przy okazji skrupułów doświadczający ich praktycznie nie bierze pod uwagę, tymczasem tak naprawdę jest ona pierwsza. Grzech skrupulant winien przyjąć jako wynik swego stanu po upadku w grzech pierworodny, z którego wybawił nas Jezus Chrystus. Grzech rodzi brak nadziei i dlatego Chrystus może nas wyzwalać także z beznadziei. Natomiast sfera uczuć wymaga oddzielnego potraktowania. Od niej bowiem zależy wiele reakcji człowieka, które warunkują jego życie duchowe, w tym osłabienie czujności i odporności na trudne sytuacje. Sytuacje, które może wykorzystywać szatan, by wyrywać osobie nadzieję i prowadzić ja ponownie do grzechu. Ta sfera może także rodzić w człowieku niecierpliwość i nerwowość, które z kolei utrudniają wewnętrzny wzrost osoby.

Szczególnie trudną dziedziną dla skrupulantów jest sfera seksualna. Często każda myśl, skojarzenie czy odczucie tej natury uważa się za poważne przestępstwo moralne. Sama seksualność jest doświadczana jako brudna i niebezpieczna. Wymaga więc ona tak uczciwego wyjaśnienia, jak i prostego podejścia do spraw związanych z erotyką i ciałem w ogóle.

Następną dziedziną bardzo trudną dla osób skrupulanckich są relacje. Osoby te mają bowiem tendencję do izolowania się i rozżalania. Wrażliwość, jaką mają skrupulanci, zwykle łączy się z dużym kompleksem niższości, który powinien być jasno zdiagnozowany i określony, a osoby cierpiące na tę słabość winny być wspomagane w podejmowaniu drobnych, ale wytrwałych decyzji. Pewne cechy osobowe, jakie mają skrupulanci – na przykład zasypywanie innych pytaniami lub widoczny na ich twarzach smutek czy nerwowość – mają uczyć się znosić ze spokojem i odwagą, odkrywając stopniowo swoją prawdziwą wartość.

Tendencja do zamęczania innych zadawanymi pytaniami, a w wypadku spowiedzi do zbyt szczegółowego wyliczania swoich słabości, może być tylko opanowana poprzez zdecydowane odcięcie się od tego typu praktyk. Musi być przezwyciężony lęk przed wolnością, która jest rozumiana jako hołdowanie sobie czy też jako już grzeszenie. Skrupulant musi przyjąć i zrozumieć, że nie jest większym grzesznikiem niż inni, ale że po prostu dręczy go nerwica, że jego problem nie jest najpierw natury moralnej, ale emocjonalnej. Trzeba odważyć się. Przeszkodą w tym jest opór przed podejmowaniem ryzyka, jakie niesie wolność i możność samodzielnego decydowania, oraz nieprzyjmowanie realnej możliwości popełniania pomyłek. Tymczasem popełnienie pomyłki nie przekreśla mnie jako osoby.

Trzeba także wytoczyć walkę różnorakim przyzwyczajeniom, jakie skrupulant sobie wyrobił, stosując metodę hiperdramatyzacji (mechanizm wyśmiewania ich we własnych oczach) i podejmując próby zachowywania się zupełnie normalnie, choć może to się wydawać zachowaniem hołdującym swoich potrzebom czy zachciankom.

Skrupulant nie słucha wskazówek spowiednika, ale boi się, czy nie zapomniał wyznać jakiegoś „grzechu”. Chce ewentualnie przed samym rozgrzeszeniem doprecyzować swoje oskarżenia. Należy postanowić sobie, by niczego nie dodawać do tego, co zostało wyznane, choćby wydawało się to niedokładne i przed tym postanowieniem nie wolno się cofnąć.

W materii dotyczącej dziedziny seksualnej należy spowiadać się szczerze, ale bez uściśleń, dodatków czy wyjaśnień. Trzeba trzymać się tego, mimo że będzie to bardzo trudne.

Po spowiedzi nie należy kłaść akcentu na żal uczuciowy, ale na żal racjonalny, posługując się przy tym jakimiś modlitwami i kładąc akcent na decyzje prowadzące do poprawy. Ważne, by za wszelką cenę unikać gestów kompulsywnych, takich jak mycie rąk, oglądanie palców, czy nie ma na nich okruszyn po przyjęciu Komunii świętej itp. Miarą tutaj są ludzie dobrze wychowani (dziedzina higieny) i zdrowo pobożni (dziedzina sacrum). Zwycięstwo w tej materii prowadzi do wielkiego pokoju serca.

Należy także ustalić częstotliwość spowiedzi. Nie trzeba spowiadać się częściej niż raz na dwa tygodnie albo nawet rzadziej, by nie koncentrować się na sakramencie pokuty jako na środku uspokajającym, a nie na sakramencie pojednania jako takim. Trzeba także możliwie jak najbardziej upraszczać przygotowanie do spowiedzi i przeżywanie jej samej. Istotne staje się również unikanie zbyt szczegółowego wyznawania grzechów. Spowiedź to nie matematyczne wyznawanie popełnionych win.

Jeśli skrupuły są złączone z pierwszymi spowiedziami, na przykład z zatajeniem czegoś na pierwszej spowiedzi, to sakrament ten kojarzony bywa z wielkim lękiem. Spowiednik winien uważać, by lęku tego nie rozwijać przez swoje zachowanie. Natomiast spowiadający się skrupulant winien uzmysławiać sobie potrzebę doświadczania miłości jako głównego owocu spotkania z przebaczającym Bogiem.

Nie można też powracać zbyt łatwo do powtarzania grzechów z przeszłości, ponieważ niekiedy powoduje to wchodzenie w skrupuły. Uważać też trzeba na zachęty do zbyt dokładnego rachunku sumienia przygotowującego do sakramentu pojednania. Z jednej strony, jest to bardzo ważny warunek dobrej spowiedzi, z drugiej zaś – może być przeżywany jako coś, co rodzi wielki lęk i wewnętrzne zamieszanie.

Dobrze jest, jeżeli skrupulant trzyma się zasady, że gdy on uważa, że coś jest grzechem ciężkim, to jest to grzech lekki, a jeśli uważa, że coś jest grzechem lekkim, to jest to niedoskonałość. Św. Ignacy wiele razy wspomina o tej zasadzie, podając w swych listach różne wskazania cierpiącym na skrupuły[3].

Warto też pamiętać o tak zwanychprzywilejach skrupulantów. Skrupulant może być zwolniony przez spowiednika z obowiązku robienia rachunku sumienia. Jego męczenie się, aby zebrać wszystko, co zrobił, i myślenie, jak to najdokładniej wypowiedzieć, powoduje więcej rozbicia, niż pomaga w przygotowaniu do spowiedzi. Kolejny przywilej to zwolnienie z obowiązku odbycia pokuty, gdyż ta przysparza często wielkich męczarni z powodu braku pewności, czy została dokładnie spełniona. Inny przywilej to przystępowanie do Komunii świętej, nawet gdy osobie wydaje się, że popełniła grzech ciężki. Nie można jednak nakazywać takiego przystępowania, a jedynie zachęcać do tego. Winniśmy też najpierw uczyć zaufania do oceny spowiednika wartości moralnej czynu. Ze strony osoby skrupulanta wystarczy natomiast akt żalu, nie potrzeba spowiedzi.

Skrupulantowi można pozostawić tylko obowiązek spowiedzi wielkanocnej, ograniczając częstotliwość spowiedzi do możliwie jak najrzadszej, gdy skrupuły jeszcze trwają. Trzeba także wykluczyć powracanie do przeszłych grzechów, gdyby się przypominały, a były już wyznane. Nawrót do przeszłości jedynie rozbija i męczy, nie ma mocy budowania. Kierunku tego nie należy zmieniać i to przez całe życie. Wytrwałość jest tutaj bardzo istotna. Tego typu upraszczanie dotyczy życia duchowego, choć obejmuje porządkowanie sfery uczuciowej.

 

Jak wynika z powyższych rozważań, zjawisko skrupułów jest bardzo złożone. Może ono być wpisane w Bożą pedagogikę, poprzez którą osoby wybrane są prowadzone przez Pana ku większej zażyłości z Nim. Najczęściej jednak przeżywanie skrupułów łączy się z niedojrzałością sfery uczuciowej lub wręcz z obecnością jakiejś choroby psychicznej. Zwykle skłonność do skrupułów wyraża głęboką niepewność osobową. W rzeczy samej nerwicowe powracanie do tego samego tematu jest chęcią przeżywania spokoju i pokoju wewnętrznego. Niestety, nawroty te ze swej natury niczego pozytywnego nie wnoszą, owszem stają się przyczyną jeszcze większego zmęczenia i rozbicia.

Tym, który przemienia człowieka, jest sam Bóg. Przemiana ta jednak nie wyklucza, ale zakłada pomoc drugiego człowieka. Ze strony przeżywającego skrupuły wielkie znaczenie ma możliwie najpełniejsze zaufanie osobie towarzyszącej i odwaga, które prowadzą do autentycznego rozumienia zjawiska skrupułów i przyczyn ich powstawania. Zrozumienie to prowadzi natomiast do poprawnej oceny jakości postępowania człowieka i umożliwia wchodzenie na drogę wewnętrznej wolności i pokoju. Wyjście z tego trudnego doświadczenia wymaga najczęściej podejścia interdyscyplinarnego – to znaczy duchownych, lekarzy i psychologów. Skrupulant dzięki wieloaspektowej pomocy staje się zdolny do zrównoważonego popatrzenia na swoje postępowanie i oceny, którą św. Paweł nazywa trzeźwym myśleniem (2 Tm, 1, 7) – myśleniem pełnym równowagi, myśleniem środka.

 

 


[1] Por. P.-H. Kolvenbach SJ, Normas de San Ignacio sobre los escrupulos, [w:] Decir al Indecible; Mensajero-Sal Terrae, Bilbao 1999, s. 183-197. .

[2] Por. E. Działa, Skrupulatom na ratunek, Poznań 2002; B. Szpakowski,Skrupuły, lęki i depresja, choroby duszy w kierownictwie duchowym,[w:] J. Augustyn SJ, J. Kołacz SJ (red.), Sztuka kierownictwa duchowego. Poradnik, Kraków 2007, s. 433- 447.

[3] Por. List do Juana Marin, 24 VI 1556, [w:] San Ignacio de Loyola, Obras Completas, Biblioteca de Autores Cristanos, Madrid 1977, s. 10041006.