Złota legenda[1] – jedno z dzieł, które św. Ignacy czytał w czasie swojej rekonwalescencji w rodzinnym zamku w Loyoli – to dla żołnierza książka łatwa, budząca zainteresowanie i podziw dla opisywanych w niej świętych postaci. Jednak w życiu Iñiga spełniła ona funkcję jedynie lekko uchylonych drzwi do tej jakże wielkiej i budzącej zachwyt Rzeczywistości, której święci bohaterowie owej książki służyli, dla której się trudzili i dla której odnosili zwycięstwa – nad sobą, a czasami także nad innymi – pracą usilną i trudem niezwykłym okupione, a często również własną krwią.

Iñigo tak był zauroczony tym, co przez owe lekko uchylone drzwi zobaczył, że postanowił nie tylko na oścież je otworzyć, ale przynajmniej zajrzeć przez nie, jeśli nie udałoby się wejść do środka. Sposób na dokonanie tego naprawdę wielkiego odkrycia – na szerokie otwarcie owych drzwi – wskazywało Iñigowi Vita Christi, czyli Życie Chrystusa Ludolfa z Saksonii[2], dzieło z kolei niełatwe do przeczytania i trudne do zrozumienia dla żołnierza[3].

Rozmyślanie nad życiem Chrystusa

Vita Christi jest dziełem trudnym także dla współczesnego czytelnika. Nie ze względu na łacinę, w której zostało napisane, ale ze względu na swój głęboko teologiczny charakter. Nie jest to bowiem zwyczajna biografia Jezusa z Nazaretu, jakich znamy wiele. Nie jest to także studium historyczno-biblijne, do jakich przyzwyczaiło nas poprzednie stulecie i w jakich ciągle nas jeszcze utwierdza wiek obecny. Antoni Godzieba pisze, że Vita Christi Ludolfa z Saksonii jest rozmyślaniem nad życiem Chrystusa w postaci szczegółowego komentarza do Ewangelii[4].

Ów komentarz zaczerpnięty został z ponad sześciuset Ojców Kościoła i pisarzy kościelnych. Składa się na niego cała seria dogmatycznych i moralnych rozpraw, rozmyślań i modlitw, a wszystko z jakże wyraźnym odniesieniem do dwóch prawd objawionych o Jednorodzonym Synu Bożym. Obie stanowią dla naszego autora szczególne i drogocenne ramy, w których mieści się ziemskie życie Boga-Człowieka: okryte niepojętą dla nas tajemnicą odwieczne zrodzenie Syna w łonie Ojca niebieskiego i Jego chwalebne wniebowstąpienie.

A zatem Vita Christi to rozbudowany traktat teologiczny odwołujący się po pierwsze do najważniejszej w naszej wierze rzeczywistości – rzeczywistości dogmatu Trójcy Przenajświętszej. Po drugie, do przedziwnego i historycznego, jedynego w swoim rodzaju wydarzenia, kiedy to Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej – Syn Boży, równy w Bóstwie Ojcu, przyjął ludzką naturę i nie tylko stał się prawdziwym Człowiekiem, ale przez naprawdę ludzkie urodzenie z Matki-Żydówki także prawdziwym Żydem[5]. Po trzecie traktat Ludolfa z Saksonii odwołuje się do prawdy mówiącej o istnieniu ludzi na świecie jako Bożych stworzeń skalanych grzechem pierworodnym i grzechami osobistymi, obarczonych rozmaitymi wadami, trudnymi do usunięcia bolesnymi brudami i niełatwymi do wyleczenia ranami. To dla nich przyszło na świat Słowo Wcielone i przyjęło ludzką naturę, gdyż potrzebowali oni odkupienia. Trwające kilka miesięcy oswajanie się św. Ignacego z tymi niełatwymi podstawami traktatu Ludolfa z Saksonii przygotowywało go do tego, co później sam wewnętrznie przeżył w Manresie, kiedy łaska Boża zaczęła nagle współpracować z jego naturą.

Komentarz do Ewangelii

Ludolf z Saksonii stosuje wymagającą i trudną metodę pracy nad biblijnym tekstem. Najpierw każdy fragment Ewangelii, werset po wersecie, poddaje głębokiej analizie, bardzo zbliżonej do metod współczesnych biblistów. Następnie każdy werset po kolei uzupełnia owocami własnych przemyśleń albo wypowiedziami Ojców Kościoła, a także rozmaitych autorytetów średniowiecznych, co znowu dobrze świadczy o jego oczytaniu.

Za wspomnianym już Antonim Godziebą jako przykład metody pracy nad tekstem biblijnym stosowanej przez Ludolfa z Saksonii posłużmy się rozmyślaniem naszego autora nad uciszeniem burzy na morzu (por. Mt 8, 23-27; Vita Christi, I, 46). Na samym początku Ludolf przywołuje wypowiedź św. Remigiusza i twierdzi za nim, że Jezus miał tylko trzy miejsca ucieczki: łódź, górski szczyt albo miejsce ustronne. Jeżeli chciał być sam, wybierał jedno z tych rozwiązań. Tym razem wybrał łódź Piotrową. Z kolei za Orygenesem[6]Ludolf dodaje, że kiedy Jezus dokonał już wielu podziwu godnych znaków na lądzie, postanowił wypłynąć na morze, by dokonać jeszcze piękniejszych dzieł i pokazać, że jest Panem i lądu, i morza. Jak pisze Ludolf, poszli za Nim Jego uczniowie (Mt 8, 23), aby z Nim popłynąć na drugi brzeg. Nie znaczy to jednak, że szli za Nim krok w krok, ale że chcieli być towarzyszami Jego świętości, która ich pociągała.

W pierwszej części swoich rozważań Ludolf przywołuje każdy, nawet najdrobniejszy szczegół ewangelicznego opowiadania. Mówi o tym, jak Jezus wchodzi na pokład, zmęczony natychmiast kładzie się na jakimś tymczasowym posłaniu i zasypia. Śpi bardzo głęboko i nie zauważa, że nagły, niespodziewany i gwałtowny wicher zagraża bezpieczeństwu łodzi. Uczniów ogarnia przerażenie. Obudzony przez nich Jezus dokonuje cudu. Przytaczając tak szczegółowy opis, Ludolf doszukuje się głębszego znaczenia w wydarzeniach, w pojedynczych słowach lub w całym wersecie.

Dogłębnie analizuje na przykład, dlaczego Jezus śpi, dając kilka odpowiedzi na to pytanie. Jezus śpi, ponieważ chce pokazać uczniom, że jest prawdziwym człowiekiem i jako człowiek jest zmęczony głoszeniem Dobrej Nowiny i wieloma bezpośrednimi spotkaniami z ludźmi. Śpi więc jak każdy zmęczony człowiek. Śpi także, bo chce wypróbować wiarę swoich uczniów. Próba ta nie najlepiej dla nich wypada, gdyż ulegają panice. Ponieważ jednak pośrednio przynajmniej wyznają wiarę w cudotwórczą moc Jezusa, Zbawiciel nie opuszcza ich w niebezpieczeństwie. Głębokim snem chce też zachęcić uczniów, by w chwili niebezpieczeństwa nie zapominali o modlitwie. Wreszcie cudowną mocą nad rozszalałymi żywiołami chce pokazać swoją boską naturę i wszechmoc.

W drugiej części rozmyślań Ludolf wprowadza pouczenia alegoryczne i moralne. W znaczeniu alegorycznym łódź to nie tylko figura Kościoła, którym Chrystus rządzi i który po jakże groźnym morzu pokus i zła płynie ku królestwu Bożemu. To także figura krzyża, na który Pan Jezus „wstępuje” pod koniec swego życia, tak jak wtedy wstąpił na pokład łodzi (por. Mt 8, 23). Uczniowie – a więc ci, którzy już wtedy nie musieli się pytać zdumieni: Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne? (Mt 8, 27), bo doskonale znali odpowiedź na to pytanie – poszli za Jezusem po Jego męce, śmierci i Zmartwychwstaniu. Naśladowali Go zatem i dlatego ocaleli mimo straszliwej, chociaż oczekiwanej, bo zapowiedzianej przez Jezusa, burzy prześladowań. Ocaleli, mimo że niemal wszyscy ze względu na Niego utracili fizyczne życie.

Krzyż, na który wstąpił Jezus przed swoją śmiercią, podobnie jak łódź, na której pokład zdecydowanie wstąpili idący za Nim uczniowie, nie tylko daje ocalenie wszystkim, którzy idą za naszym Panem, nie tylko pozwala im rzeczywiście dotrzeć do brzegu i portu ojczyzny niebieskiej, lecz także pozwala aż po sam czubek głowy zanurzyć się w świętości Boga (por. Vita Christi, I, 46, s. 201).

W znaczeniu moralnym łódź jest symbolem pokuty za grzechy, która także doprowadza nas do portu wiecznego zbawienia. Jest też symbolem duszy grzesznika pokutującego, bo do niej Chrystus wchodzi przez łaskę dokładnie tak samo, jak wszedł do łodzi z Apostołami. Łasce uświęcającej towarzyszą wówczas – tak jak uczniowie w łodzi – trzy cnoty teologiczne, cztery cnoty kardynalne i siedem darów Ducha Świętego: „Do tej łodzi wstępuje Chrystus, ilekroć w niej zamieszkuje przez łaskę. Towarzyszą Mu zaś uczniowie, czyli trzy cnoty teologiczne, cztery kardynalne i siedem darów Ducha Świętego” (Vita Christi, I, 46, s. 201).

I jeszcze praktyczne zastosowanie moralne, które ks. Piotr Skarga „obrokiem duchownym” nazywał: „A zatem kiedy ucisk cierpimy albo kiedy nas pokusy dręczą, powinniśmy być wytrwali w wierze i najmniejszemu nawet nie ulegać wahaniu, bo chociaż Pan wydaje się spać, mimo tego, co się w nas i obok nas dzieje, to tak naprawdę jest On dla nas najtroskliwszym stróżem na każdy dzień. Strzeżmy się jednak, by Ten, którego już nie ogarnia sen cielesny, nie zasnął przypadkiem dla nas i nie odpoczął dlatego, że nasze ciało śpi”. Kto zatem chce zacząć służyć Bogu, niech się zgodnie z radą Mędrca przygotuje na to, że grozić mu będą pokusy (Vita Christi, I, 46, s. 201).

Ideał naśladowania Jezusa

Zdaniem Ludolfa z Saksonii zbawienie człowieka zależy od tego, w jaki sposób wierzący naśladuje Jezusa Chrystusa jako Boga i Człowieka, który w określonej epoce naprawdę żył i działał w Palestynie. Tylko pilne i usilne naśladowanie Jego świętego człowieczeństwa może wierzącego uwolnić od grzechu i wlać w niego łaskę uświęcającą. Ludolf nie zastanawia się nad tym, czy opowiadania ewangeliczne mają wartość historyczną, czy nie. Dlatego słusznie zauważa Karol Abbott Conway, że dla Ludolfa z Saksonii Wcielenie Syna Bożego nie jest ani jakimś magicznym wydarzeniem, ani nawet pięknym pełnym romantyzmu opowiadaniem, tylko rzeczywistością: to sam Bóg niejako zamyka się w ludzkim ciele przez przyjęcie fizycznej rzeczywistości, jaką jest ludzka natura i ludzkie ciało[7].

Ludolf z Saksonii jest zatem przekonany, że wszystkie ewangeliczne opowiadania są w pełni prawdziwe i to przekonanie staje się podstawą, na której buduje swoje dzieło. Zresztą w tym przekonaniu odzwierciedla także swoją epokę, w jego czasach bowiem nikt nie podawał w wątpliwość opowiadań ewangelicznych. Z tej pewności jeszcze w XI wieku zrodziło się przekonanie, że koniecznym warunkiem zbawienia jest naśladowanie Jezusa z Nazaretu jako Człowieka. Giles Constable zauważa, że „ideał naśladowania Chrystusa pod każdym względem zaowocował w XI stuleciu żarliwym nabożeństwem do Jego Człowieczeństwa, które stopniowo wyparło wszystkie inne jego formy i sprawiło, że Chrystus stał się najwyższym przykładem postępowania dla pobożnego chrześcijanina. […] Wtedy to naśladowanie ziemskiego życia Chrystusa, i to do najmniejszego szczegółu, stało się istotnym wstępem do zbawienia człowieka”[8].

Vita Christi czerpie z tego przekonania pełnymi garściami i podporządkowuje mu wszystko inne. Wygląda na to, że jedynym celem Ludolfa z Saksonii jest niejako „zmuszenie” i przekonanie każdego chrześcijanina, by we wszystkim „naśladował” Jezusa z Nazaretu, bo to jedyna droga skutecznego i owocnego „uczestnictwa” w niosącym zbawienie Jego ziemskim życiu, czyli we Wcieleniu, które sprawiło, że sam Bóg się nam objawił w ludzkim ciele. Tylko takie pełne przywiązania przekonanie daje wierzącemu możliwość uczestniczenia w życiu Bożym, które niesie zbawienie grzesznej ludzkości: „To Życie pełne i łatwo prowadzące do kontemplacji Stworzyciela, od której nikt się wymówić nie może, podobnie jak od kontemplowania najwyższego Majestatu, do którego nikt inaczej nie może być porwany, jak tylko przez rozpoznawanie życia naszego Zbawiciela” (Vita Christi, Wprowadzenie, s. 2).

Wierzący może osiągnąć doskonałość tylko pod warunkiem, że będzie miał udział w życiu Jezusa z Nazaretu, a do tego dojść może jedynie przez głębokie, aż do pełnej kontemplacji posunięte zapatrzenie się w Jego życie ziemskie przez naśladowanie tego wszystkiego, co Zbawiciel przeżył, czego dokonał i czego nauczał. Naśladowanie życia naszego Zbawiciela sprawi, że człowiek odtworzy w sobie „obraz Boży” (por. Rdz 1, 26), chociaż żyje w świecie, który wskutek popełnionego przez pierwszą parę ludzką grzechu pierworodnego oraz wskutek popełnianych przez nas stale i na nowo grzechów osobistych odpadł od swego Stwórcy i sam potrzebuje odkupienia.

Zdaniem Ludolfa z Saksonii naśladowanie Zbawiciela wcale nie jest takie trudne, jak się nam wydaje. Przecież sam Jezus idzie przed nami. W Nim możemy widzieć czekającą nas drogę i siebie samych: nasze postępy na tej drodze, jak i nasze braki czy zaniedbania w pracy nad sobą. Jaki On jest? Pokorny, posłuszny, ubogi. Jest dla innych sługą użytecznym, a nawet cierpi po to, by nasze cierpienia były mniej dokuczliwe i doprowadziły nas do życia bez cierpienia. A co możemy mieć z tego my, grzesznicy? Zapatrzeni w Niego możemy dokonać rzeczy niezwykłej. Stworzeni zostaliśmy na Jego obraz, a jeżeli tak, to bez wielkiego trudu możemy także – wpatrując się w Niego nieustannie – wysiłkiem naśladowania przywrócić temu obrazowi pierwotne żywe barwy i pierwotne piękno. „Odrestaurować” go tak, jak zniszczonym arcydziełom malarstwa pierwotne barwy i piękno przywracają konserwatorzy (por. Vita Christi, Wprowadzenie, s. 6).

Jan Ożóg SJ (ur. 1934), teolog, tłumacz i redaktor w Wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy w Krakowie (1972-1979), redaktor „Posłańca Serca Jezusowego” (1982-1988), autor przekładu Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Opublikował między innymi: Przeciw Tobie zgrzeszyłem; Wieczory pod sosną. Rozmowy z młodymi o Bogu i o ludziach; Poświęcenie rodziny Najświętszemu Sercu Jezusa.


[1] Por. J. Ożóg SJ, Główne źródła „Ćwiczeń duchownych”, „Życie Duchowe”, 76/2013, s. 93-100.

[2] Ludolphus de Saxonia, Vita Jesu Christi, Lugdunum 1644, s. 13. Dalej: Vita Christi.

[3] Pierwsza część artykułu poświęconego jednemu ze źródeł Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli: Vita Christi.

[4] Por. A. J. Godzieba, From „Vita Christi” to „Marginal Jew”: The Life of Jesus as Criterion of Reform In Pre-Critical and Post-Critical Quests. Referat wygłoszony na sympozjum Sourcing the Quests na Katholieke Universiteit Leuven, 30 kwietnia 2004 roku.

[5] Por. D. Rops, Życie codzienne w Palestynie w czasach Chrystusa, Poznań 1964, s. 607.

[6] Orygenes, Homilia 6 in diversos.

[7] K. Abbott Conway, The „Vita Christi” of Ludolph of Saxony and Late Medieval Devotion Centered on the Incarnation: A Descriptive Analysis, Salzburg 1976, s. 48.

[8] G. Constable, The Ideal of Imitation of Christ, [w:] G. Constable, Three Studies in Medieval Social and Religious Thought, Cambridge 1955, s. 179-180.